sobota, 19 maja 2012
PRAWDZIWY wyciskacz łez
Mówiąc "wyciskacz łez" wiele z was ma na myśli filmy w stylu "Titanica". Ja jednak nie napiszę o czymś w tym stylu, ale o ostatnim odcinku 4 sezonu "House'a". Na "Titanicu" nie płakałam, a oglądając śmierć Amber już tak. Nie wiem, jak to się mogło stać! Przecież ja na początku nawet jej nie lubiłam. Gdy zaczęła chodzić z Wilsonem, coś się zaczęło dziać, a w ostatnim odcinku po prostu zaczęłam ją lubić. A może nie sama jej śmierć, a ta miłość, która łączyła ją z Wilsonem.... To, że nie opuścił jej aż do śmierci? Łzy napłynęły mi do oczu, kiedy okazało się, że nie da się uratować Amber, gdy Wilson ją odłączał prawie płakałam, ale naprawdę rozpłakałam się, gdy on znalazła łóżku karteczkę z napisem "Przepraszam, że mnie tu nie ma, pojechałam odebrać House'a". Więc zapamiętajcie sobie - jeśli chcecie oglądać finał 4 sezonu "House'a" to lepiej miejcie pod ręką chusteczki.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Czemu piszesz o takich godzinach?! Masz tylko 12 lat! Fajnie piszesz, ale o takiej porze?!
OdpowiedzUsuńCoś mi się w kompie poprzestawiało i wyświetla takie głupie godziny :)
Usuń